18 lutego 2013

Rozdział 21

Tydzień minął nam w mgnieniu oka, kiedy nastał długo oczekiwany dzień - 13 wrzesień. Musiałam wstać dosyć wcześnie, gdyż o 8:25 miałyśmy samolot bezpośrednio do Los Angeles. Niall będzie czekał na nas na lotnisku, więc się nie zgubimy. Ciocia niestety nie mogła po mnie przyjechać, bo pracuje, ale wiem gdzie leżą klucze i powiedziała, że mam się czuć jak u siebie w domu. Najfajniejsze w tym wszystkim jest to, że koncert zaczyna się o 17:00, a potem idziemy na imprezę urodzinową blondyna. Nie wiedziałyśmy co kupić chłopakowi, więc doszliśmy do wniosku, że wszyscy razem zamówimy mu striptizerkę, która wykona dla niego erotyczny i bardzo rozmaity taniec. Jestem pewna, że taki prezent zapamięta na bardzo, bardzo długo. Oczywiście my dałyśmy tyle ile mogłyśmy, chłopcy dołożyli nieco więcej, gdyż taka tańcząca dupa jest strasznie droga.
Po wzięciu prysznica wyciągnęłam z szafy już wcześniej przygotowane ubrania czyli szare rurki, jasno szarą bluzkę na grubszych ramiączkach z czarno - różowymi napisami oraz na to, gdy zrobi mi się chłodniej niebieską katanę, jednak to raczej nie będzie konieczne, gdyż pogoda dopisuje jak na razie wyśmienicie. Na imprezę Nialla również spakowałam do torby drugi strój: Czarne legginsy oraz kremową tunikę z pofałdowaniem na brzuchu. Wzięłam do torby jeszcze parę rzeczy, gdyż zostajemy w Los Angeles na trzy dni i wracamy dopiero 16 września. Bardzo się z tego powodu cieszę, bo chłopcy też wtedy wyjeżdżają i mamy okazję te trzy dni spędzić jeszcze całą paczką.
Zeszłam na dół już spakowana i gotowa do drogi. Wchodząc do kuchni ujrzałam tylko tatę siedzącego przy stoliku i pijącego mocną kawę.
- Podekscytowana?- Spytał, kiedy sięgałam do półki po płatki.
- I to jak, nawet nie wiesz jak się cieszę, że idę na jego koncert- Odparłam z uśmiechem na twarzy nalewając sobie mleka do miski.
- To się cieszę. O której ma być Amy?
- O 7:00. Powinna tu być lada moment- Odpowiedziałam dosiadając się koło niego. Po dziesięciu minutach dziewczyna już była w salonie i razem dyskutowałyśmy na temat lotu samolotem, ponieważ nigdy tak naprawdę nie latałam w chmurach i obym nie miała choroby lotniczej, bo będzie źle.
Na miejsce dotarliśmy jeszcze przed 8, więc miałyśmy pewność, że zdążymy.
- Dziękuje tato. Możesz już jechać, poczekamy tą chwilę.
- No dobrze, uważajcie na siebie i zadzwońcie jak dolecicie.
- Nie ma sprawy.
- Pa, udanego koncertu- Powiedział, po czym wrócił skąd przybył, a my ruszyłyśmy prosto przed siebie, aby spocząć na jakiejś ławce. Na lotnisku było sporo osób jak na tak wczesną porę, bynajmniej dla mnie była wczesna. Wszyscy gdzieś chodzili, śpiesznie patrzyli na zegarek lub kłócili się z kimś przez telefon. Większość stała w kolejce, by kupić bilety na swój lot, a my czekałyśmy na swój samolot, który ma nas zawieść do upragnionego celu.
Kiedy usłyszałyśmy kobietę, która przez mikrofon ogłosiła, że można już wsiadać do naszego samolotu ogromnie się ucieszyłam. Za bardzo nie wiedziałam, gdzie mamy iść, jednak Amy się więcej orientowała i kierowała naszą trasę. Po okazaniu mężczyźnie w mundurze paszportu i biletu przeszłyśmy ucieszone przez pomieszczenie wprost na pokład.
Miałyśmy dwu- osobowe miejsca w ekstra klasie, więc nie powiem wnętrze naprawdę mi się spodobało. Przed naszymi siedzeniami były niewielkie wysuwane stoliki, gdzie można było coś zjeść, oraz wisiały słuchawki, by posłuchać muzyki.
- Jej, zaraz polecimy hen wysoko- Zacieszyłam się patrząc w okno.
- No, trochę się boję.
- Ja jak cholera, ale damy radę! Musimy dać, bo jak nie… To… Trudno- Zaśmiałam się mówiąc ostatnie słowo, na co przyjaciółka zrobiła to samo.
- Proszę zapiąć pasy- Słyszałam jak stewardessa chodzi po pokładzie i wszystkim przypomina o pasach, dlatego też zapięłam swoje. – Może się czegoś napijecie? Woda niegazowana, orzeszki, chipsy są gratis.
- To może dwie wody i dwie paczki chipsów oraz orzeszków, jeśli można- Zaoponowała Amy uśmiechając się. Kobieta dziwnie na nas popatrzyła, ale zaraz odwzajemniła to uśmiechem i szybko z wózka wyciągnęła owe rzeczy.
- Proszę.
- Dziękujemy- Odpowiedziałyśmy równo, a blondynka przeszła dalej.
- Hahah, dobra jesteś, niema co.
- Jak już mam zginąć, to nie głodna- Odparła otwierając paczkę chipsów. Po jakiś dwóch minutach usłyszałyśmy z mikrofonu pilota, który przedstawił się, pożyczył nam miłego lotu, powiedział, że będziemy lecieć pięć godzin oraz oznajmił iż mogą teraz nastąpić niewielkie turbulencję, jednak to szybko minie. Po chwili samolot ruszył. Naprawdę się bałam, a serce niemal mi z piersi nie wyleciało, gdy zaczynaliśmy się wznosić i całym samolotem trzepało na wszystkie strony. Myślałam, że umrę, jednak faktycznie po paru minutach wszystko się uspokoiło.
- Dobra, ja idę się zdrzemnąć- Zaoponowała Amy układając głowę na miękkim fotelu.
- No, co ty. Lecimy samolotem, patrz jak jesteśmy wysoko…- Powiedziałam spoglądając w okno. Widoki były niesamowite, kiedy wlecieliśmy w chmury.
- Jestem zmęczona, przed koncertem i imprezą muszę być wyspana- Zamknęła oczy zakładając swoje słuchawki na uszy. W sumie miała rację, więc popatrzyłam jeszcze chwilę przez okno, zjadłam resztę chipsów i również poszłam spać. Kiedy się obudziłam elektroniczny zegar wskazywał 12:00. Czyli jeszcze mniej więcej godzina lotu przed nami. Amy wciąż spała, a ja o dziwo czułam się wypoczęta, więc znowu zabrałam się do jedzenia tym razem orzeszków ziemnych. W trakcie posiłku przyglądałam się ludziom obok nas. Młody chłopak koło dwudziestki, blondyn z grzywką głaskał swoją dziewczynę, która spała z głową opartą o jego ramię. Uśmiechnęłam się, a kiedy ten to zobaczył również odwzajemnił uśmiech. Wyglądają na szczęśliwych i mam nadzieję, że tak jest. Wyciągnęłam z małego plecaka przewodnik po Los Angeles, gdyż chciałam się czegoś dowiedzieć o mieście ”Aniołów”. Tak podobno mieszkańcy go nazywają. Możliwe, że powstała ona na skutek usytuowania miejsca, które rozciąga się na wzgórzu Sister Elsie, na wysokości ponad 1500 m n.p.m. "Anielski" jest też sam wygląd miasta, skąpanego w słońcu przez cały rok, pogodnego i ciepłego, pełnego egzotycznych klimatów. Los Angeles jest drugim najbardziej zaludnionym miastem w Stanach Zjednoczonych, który oferuje coś dla każdego, czy to będzie mile spędzony czas na plaży Pacyfiku, zabytkowej dzielnicy hiszpańskiej, zakupy na Rodeo Drive, tętniące życiem Chinatown, Koreatown i Little Tokyo, są tu też przeróżne atrakcje turystyczne jak Universal Studios i Disneyland. Tak jak Miami tętni życiem i rzadko kiedy śpi. Najbardziej nie mogę się doczekać Alei gwiazd, gdzie widnieją takie nazwiska jak np. Elvis Presley czy Marylin Monroe.


- Dziękuje za udany lot. Właśnie wylądowaliśmy, więc można bezpiecznie odpiąć pasy i udać się do wyjścia- Usłyszałyśmy ponownie głos pilota.
- Nareszcie- Odparła Amy odpinając się. Wstałyśmy i poszłyśmy za grupą ludzi. Po otrzymaniu s powrotem naszych torb zastanawiałyśmy się czy mamy wyjść na zewnątrz czy pozostać w środku i czekać na przybycie Nialla.
- I co teraz?- Spytałam spoglądając w tłum ludzi, by może jakoś go wypatrzeć.
- Tam jest!- Krzyknęła pokazując ręką. Podążyłam wzrokiem i w oddali zauważyłam chłopaka w czapeczce, który robi sobie zdjęcia z jakimiś dziewczynami.
- Skąd wiesz, że to on?
- Błagam cię. Jakie dziewczyny zachowują się tak w obecności zwykłego kolesia? Poza tym no spójrz na jego czapkę- Uśmiechnęła się ruszając w tamtą stronę. Czerwona czapeczka, biała podkoszulka, jeansy i czerwone wysokie buty dały się we znaki. Kiedy nas zobaczył przeprosił dziewczyny i również razem z ochroniarzem zaczął iść w naszym kierunku.
- No nareszcie jesteście!- Zapodał witając się z nami.
Paul wziął nasze torby i szybko ruszyliśmy do samochodu, którym przyjechali, gdyż Paparazzi dowiedzieli się, gdzie jest pozostały członek zespołu i już robili nam zdjęcia i pytali dlaczego tu przyjechałyśmy i tak dalej.
- Dobra, to gdzie jedziemy?- Spytał brunet, który siedział za kierownicą.
- Tutaj- Podałam mu karteczkę z adresem mojej cioci.
- Nie ma sprawy- Odpowiedział i włączył silnik.
- Gotowe na imprezki?
- No pewnie, już nie mogę się doczekać- Odparła Amy cała rozpromieniona.
- Chłopcy mają wszystko przygotować?- Spytałam.
- Tak, wiem tylko gdzie mam przyjść i o której godzinie, ale niestety nic więcej. Sami chcieli wszystko urządzić, więc już się boję co tam zastanę. Wiecie, że zaprosiłem pięć fanek?- Spytał śmiesznie ruszając brwiami.
- Serio? Nie boisz się?
- Nie, może wśród nich będzie ta jedyna. Nie no żartuje, ale dziewczyny bardzo się postarały, więc postanowiłem, że je zaproszę.
- Co przygotowały?
- Napisały mi piosenkę, nagrały się na płycie i wysłały tort urodzinowy do hotelu, w którym się zatrzymałyśmy. Tort był przepyszny, wiedzą co lubię- Zaśmiał się.
- No tak, cały Niall- Zaoponowała Amy i po chwili wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Pogoda w Los Angeles była praktycznie taka sama jak w Miami. Bezchmurne niebo, słońce świeciło już wysoko na niebie rozpalając nasze ciała do czerwoności. Po chodnikach jeździły dziewczyny na rolkach w strojach kąpielowych, mężczyźni w garniturkach śpieszyli się zapewne na jakieś spotkania biznesowe lub dzieci wesoło biegające z lodami w ręku.
Po niecałych dziesięciu minutach jazdy wjechaliśmy w uliczkę na której mieszkała siostra mojej mamy. Domek dwupiętrowy koloru jasnego brązu wyglądał niesamowicie na zewnątrz. Pod oknami znajdował się niewielki ogródek z posadzonymi kwiatami, a przed samym domem widniała fontanna piętrowa, która z każdego piętra wylewała nieco wody.
- Wow, niezła chata- Zaoponował blondyn wychodząc z pojazdu. Ja również byłam w szoku, nigdy u niej nie byłam od kiedy wyprowadziła się z Miami i przeprowadziła tutaj ze swoim chłopakiem- Matem. Jest z nim już ponad cztery lata, ale żadne z nich nie myśli by pójść o krok dalej, wolą na razie z wszystkim poczekać. Kiedy przekręciłam klamkę i otworzyłam drzwi niemal zamarłam z wrażenia. Posadzka mieniła się odcieniem beżu, natomiast ściany z przeróżnymi obrazami były w kolorze mocnej czerwieni, niemal bordu. Kuchnia połączona z jadalnią i salonem prezentowała się niesamowicie. Kominek, kanapy z najdroższych materiałów, wełniste dywany, a łazienka większa niż nasza z prysznicem i wanną w jednym.
Ucieszona pognałam na górę, gdzie znajdowały się dwoje drzwi. Strzeliłam, że te pierwsze od schodów są nasze, dlatego też od razu tam weszliśmy. Nie myliłam się. Fioletowo - zielone ściany, takie jakie zawsze chciałam. Jedno wielkie łoże z fioletową pościelą i zielonymi poduszkami. Łazienka i garderoba w pokoju z oddzielnymi drzwiami. Nie miałam pojęcia, że moja ciotka jest taka dziana!.
- Ja tu mogę mieszkać przez całe życie- Powiedziała Amy rzucając torbę z ciuchami na łóżko.
- Ja też, wprowadzamy się tu, niema co- Zaśmiałam się.
- Niall, pójdziemy do alei gwiazd?
- Pewnie. Pokaże wam dużo rzeczy, bo mamy sporo czasu przed koncertem- Uśmiechnął się.
- A do Disneylandu?
- Spokojnie, zostajemy tu na trzy dni- Zaśmiałam się pytaniem Amy, która była cała happy na myśl o tych wszystkich kolejkach, parkach strachu i innych atrakcjach.
Po odłożeniu torb na miejsce spakowałam do torebki rzeczy na imprezę chłopaka oraz bilet na koncert, po czym postanowiliśmy, że pójdziemy pochodzić po mieście. Paul wysadził nas w samym centrum, jednak nie zgodził się abyśmy sami zwiedzali miasto, dlatego wszyscy w czwórkę ruszyliśmy ulicą szukając przeróżnych zabytków czy atrakcji. Było niesamowicie: robiliśmy zdjęcia, zwiedziliśmy muzeum z rzeźbami przeróżnych sław, chodziliśmy po „Exposition park”- najpiękniejszym parku jaki w życiu widziałam. Panuje tu prawdziwie sielska atmosfera, a samo miejsce idealnie nadaje się na piknik. Na terenie parku, w bok od Figueroa Street, mieści się California Science Center, które przyciąga zwiedzających mnóstwem ciekawych modeli i tysiącem różnego rodzaju gadżetów. 
- Twoje zdrowie Niall!- Powiedziałam podnosząc szklankę z pepsi do góry. Siedzieliśmy w
restauracji „Santa Monica” na dworze delektując się lekkim wiaterkiem i cudownym słońcem.
- Tak, najlepszego!- Dopowiedziała Amy, po czym wszyscy stuknęliśmy się szklankami.
- Dzięki. Będziemy musieli się zbierać by dotrzeć do klubu.
- Masz rację- Zaoponowałam. Wypiliśmy resztę pepsi i wsiedliśmy powrotem do czarnego Vana. Po dwudziestu minutach jazdy zatrzymaliśmy się przed Areną „Nokia”. Wielki szyld z nazwą świecił się neonowymi lampkami, który dawała się od razu we znaki. Przed szarym budynkiem z dużą ilością okien stała grupa… ba, masa osób czekających na swoją kolej, aby wejść do środka i zająć miejsca.
- Wow- Tylko to udało mi się wykrztusić widząc całe to zamieszanie.
- To sobie postoimy.
- Nie, wejdziemy wejściem ewakuacyjnym- Zaoponował Niall, po czym zaczął iść w stronę tyłu klubu.
- Można tak?
- Ja mogę- Uśmiechnął się. Zdziwiłam się tym co powiedział, ale poszłam za chłopakiem.
Niall pokazał ochroniarzowi w czarnym mundurze jakąś plakietkę, po czym ten nas wpuścił wręczając nam trzy niebieskie bransoletki.
- Coś ty mu pokazał?- Spytała Amy, kiedy szliśmy przez żółty korytarz.
- A nic, ważne, że weszliśmy- Odpowiedział. Zbytnio się tym nie przejmowałam, byłam bardziej podjarana tym, że za niedługo zobaczę mojego idola na scenie, a potem zamienię z nim parę słów. Mieliśmy vipowskie miejsca bardzo blisko sceny po lewej stronie, w dodatku można było usiąść. Hala była wielka, fanek paręnaście tysięcy, a koncert zaczynał się dopiero za pół godziny.
Believe Tour nie zaczynało się tak jak poprzednie trasy. Teraz Justin miał nowe piosenki, głos mu się zmienił, wydoroślał... I pomyśleć, że ja dorastałam razem z nim. Wejście miał niesamowite, na początku było odliczanie, kiedy czas dobiegł końca na wielkim ekranie pojawił się obraz 3D, który przedstawiał jakbyś jechał kolejką pod ziemią, tancerze się pokazali, kiedy ktoś zaczął mówić. Po rozmowie ukazał się napis " Justin Bieber's Believe". Następnie ukazała się postać anioła ze skrzydłami - To był on. Nie było widać twarzy, ale wszyscy wiedzieli, że to Justin. Efektownie zaczął "skakać" po całej sali i po paru sekundach zatrzymał się na niej. Wyglądał niesamowicie, a kiedy usłyszałam jego głos zaczynający utwór "All around the world" momentalnie wstałam z uginającymi się nogami. Kiedy tylko go zobaczyłam automatycznie zaczęłam piszczeć i krzyczeć wniebogłosy. Wyglądał olśniewająco. Miał na sobie czarne spodnie, czarną koszulkę z krótkim rękawkiem, a na to również czarną katanę. Na rękach miał napisane ”Beliebers”, uwielbiam kiedy pokazuję w taki sposób, jak bardzo kocha swoich fanów.
- Cześć Los Angeles!- Przywitał się machając do nas. Wszyscy krzyczeli wniebogłosy, że nawet nie usłyszałam przyjaciółki, która do mnie mówiła. – Dobrze się bawicie?- Spytał i ponownie odpowiedziały mu krzyki. Basy się wzmocniły i chłopak zaczął ponownie wydawać z siebie dźwięki. Wszyscy świetnie się bawili, nawet Amy, którą nie bardzo kręciła muzyka robiona przez Justina.
Chłopak zaśpiewał już „ Take you, Fall, Be alright, Out of town gir, As long as you love me, Die in your arms”, a teraz zapowiedział kolejną piosenkę. Na scenie znikąd pojawił się biały fortepian, a Justin usiadł na krzesełku.
- Wiecie, że jesteście dla mnie naprawdę bardzo ważni i nic bym nie osiągnął bez waszej wiary we mnie, oddania i lojalności. Zawsze byliście ze mną, wtedy kiedy spadałem na dno i myślałem, że już nie dam rady się podnieść, wy podnosiliście mnie i wspieraliście mówiąc, bym zaczął wierzyć! Po pewnym czasie uwierzyłem… O tym jest ta piosenka. Tylko i wyłącznie dla was jest ten utwór, dziękuje za wasze wsparcie, za to, że jesteście prawdziwymi Beliebers, które nie odwrócą się ode mnie, gdy coś sknocę, a powiem, że bywało kilka takich rzeczy, które psułem. Kocham was i pamiętajcie o tym zawsze!- Zaoponował do mikrofonu cały zdyszany, jednak mówiąc to od serca. Łza mimowolnie zleciała mi po policzku, jednak szybko ją wytarłam, by nie zmazać makijażu. Zaczął śpiewać „Believe”, a ja dokładnie wsłuchiwałam się w słowa i melodię, którą grał. Naprawdę byłam dumna, że mam takiego idola, który nigdy o nas nie zapomina i wie, że jesteśmy częścią jego życia, jeśli można to tak nazwać. Dzięki niemu zrozumiałam jak ważne jest pomaganie innym. Zrozumiałam, że nigdy nie wolno się poddawać i zawsze trzeba mieć nadzieję, nawet jeśli szanse są marne. Byłam mu wdzięczna dosłownie za wszystko, ponieważ on zmienił moje życie na lepsze, a za niecałe pół godziny będzie wiedział o moim istnieniu, to naprawdę uczucie nie do opisania. Kanadyjczyk zaśpiewał jeszcze kilka utworów w tym "Love you like you do, Beauty and the Beat, Catching Feelings” i cztery piosenki z poprzednich albumów:” Smile, Never say Never, One less lonely girl, i One Time połączone z Somebody to love”. O 19.30 koncert dobiegł końca i powoli wszyscy zbierali się do wyjścia.
- To, gdzie teraz?- Spytałam Nialla, jednak ten mnie nie słyszał, chwycił za rękę, byśmy najpierw wyszli, dlatego też ja chwyciłam Amy byśmy się nie pogubili. Wróciliśmy s powrotem do korytarza, gdzie znajdowało się jeszcze dziewięć dziewczyn ubranych w koszulki ze zdjęciem Justina lub napisanym imieniem i nazwiskiem piosenkarza.
- Dobrze, jest was dwunastka, więc będziecie wchodzić trojkami- Zaoponowała starsza brunetka w białej koszuli i granatowej spódnicy. Wpuściła trójkę dziewczyn do pokoju, a kiedy usiadłam na krześle usłyszałam tylko pisk jednej z nich.
- Nie mogę uwierzyć, że poznam Justina- Mówiłam praktycznie sama do siebie.
- Też nie mogłem w to uwierzyć, gdy go po raz pierwszy spotkałem. To naprawdę świetny gość- Powiedział Niall z uśmiechem na twarzy. Jedna dziewczyna zaczęła się nam dziwnie przyglądać i chyba spostrzegła siedzącego obok mnie blondyna, który patrzył się w sufit.
Szturchnęła obok siebie młodszą blondynkę, a ta jeszcze bardziej się rozpromieniła.
Domyśliłam się, że pewnie są też fankami One Direction dlatego też pomachałam im ręką, by tu podeszły. Od razu wszystkie wstały z miejsca i zrobiły krąg nad Irlandczykiem jak i nad nami.
- Możesz dać nam autograf? Prosimy- Zaoponowała malutka obstawiam sześcioletnia dziewczynka w ciemnych loczkach.
- No pewnie, że tak. Tylko dajcie mi kartkę i długopis- Powiedział Niall zawsze chętny do dawania swoich podpisów. Ucieszyłam się, ponieważ jedna dziewczyna chciała z nami zdjęcie jak i osobne ze mną, Amy i Niallem. Każda trójka wychodziła z pokoju Biebera uszczęśliwiona i szybko widząc Nialla podbiegały do nas, by również spytać o podpis, a inna wchodziła tam z radością, by przywitać się ze swoim idolem. Nasza trójka była na samym końcu i kiedy wyszły już ostatnie dziewczyny kobieta zawołała nas.
- To idziemy. Shanel, nie zemdlejesz?- Spytała Amy wstając z miejsca.
- Eee… Nie wiem, ale jest mi gorąco jakbym była w jakimś piekarniku.- Zaczęłam machać rękami, by się ostudzić. – Dobra, mogę iść- Zaoponowałam, ale nogi i ręce drżały mi, lecz kiedy przekroczyłam próg pokoju i ujrzałam jego siedzącego na białej kanapie od razu zrobiło mi się lepiej. Zobaczył nas i podniósł się z miejsca ze zdziwieniem w oczach, a jednocześnie z uśmiechem na twarzy.
- Niall? Stary, co ty tu robisz?- Spytał najpierw witając się ze swoim kolegą.
- Przyszedłem na Twój koncert, w końcu wciąż jestem Twoim fanem- Uśmiechnął się przybijając mu żółwika.
- Świetnie, fajnie cię widzieć- Zaoponował kierując wzrok na nas.
- Cześć, jestem Justin- Z uśmiechem podał Amy rękę, a ta to odwzajemniła.
- Ja Amy.
- A ja…, Ja…- Zupełnie oniemiałam, kiedy wejrzałam w te jego cudowne czekoladowe tęczówki, które również na mnie patrzyły. Nie potrafiłam wydusić z siebie nic, poza jęknięciem.
- To jest Shanel. Jest Twoją ogromną fanką… Belieberką- czy jak to się tam nazywa- Odpowiedziała za mnie przyjaciółka. Jego ciepła dłoń uścisnęła moją, przez co poczułam niesamowity przypływ energii, lecz jednocześnie znowu mrówki na całym ciele.
- Przepraszam- Wydukałam siadając na kanapie. – Ja nie mogę uwierzyć, że tu jestem i że cię widzę i w ogóle. To było moje największe marzenie i w końcu się spełniło- Zaoponowałam.
- Aww- Brunet uśmiechnął się siadając obok i obejmując mnie swoim ramieniem.
- To naprawdę słodkie. Tylko nie płacz, bo nie lubię jak dziewczyny przeze mnie płaczą. Nigdy nie mów nigdy, pamiętasz?- Spytał ironicznie.
- No tak. Przepraszam jeszcze raz.
- Nie masz za co. Kiedy ja po raz pierwszy zobaczyłem Michaela Jacksona rzuciłem mu się do pasa i to dosłownie.- Zaoponował przypominając sobie to zdarzenie. Wziął ode mnie zeszyt i długopis i podpisał „Dla Shanel, mojej wspaniałej Belieberki od Justina”. 
- To, to jest dopiero słodkie- Zaśmiałam się widząc napis.
Zrobiliśmy sobie wszyscy zdjęcia, miałam nawet osobne z Justinem. Nasze spotkanie nieco się przedłużyło, ponieważ trochę rozmawialiśmy i żartowaliśmy, jednak mi to wcale nie przeszkadzało. Justin to naprawdę wspaniały chłopak i zapamiętam to spotkanie chyba do końca swojego życia. Pytał się mnie jak poznałyśmy Nialla, a ten oczywiście musiał wypaplać, że umawiamy się z jego kolegami z zespołu, ale to nic.
- Hej, a może wpadniesz na moją imprezę?- Spytał Niall, kiedy mieliśmy już wychodzić.
- Imprezę?
- Ma dzisiaj urodziny- Oznajmiła Amy.
- Serio? To wszystkiego najlepszego, a co do imprezy to chętnie wpadnę.
- Super. Przyjdź o 21:00 do „Viper Room” na Sunset 12.
- Nie ma sprawy, na pewno będę. A mogę przyjść z osobą towarzyszącą?
- Pewnie, zapraszam- Uśmiechnął się. Od razu zrozumiałam, że chodziło mu o Selene. Nie bardzo trawiłam tą osobę, chociaż tak dosłownie jej nie znałam. Pogodziłam się już dawno z tym, że chodzi z taką gwiazdą, lecz teraz to i ja mam swojego chłopaka i jest mi z nim naprawdę dobrze.
- Dzięki wielkie.
- Spoko. Trzymaj się i do imprezy- Pożegnał się z Justinem, na końcu zrobiłam to ja przytulając się do niego mocno, choć wiedziałam, że jeszcze dzisiaj go zobaczę.
- Do zobaczenia na imprezie, pa- Pożegnałyśmy się z nim i uradowane wyszłyśmy z pokoju.
- Ten dzień jest chyba jednym z najlepszych dni jaki kiedykolwiek w życiu miałam- Powiedziałam do przyjaciół cała podjarana sytuacją.
- Teraz czas na imprezę!- Krzyknęła Amy, po czym wszyscy ruszyliśmy do czarnego Vana.


***
Hej kochani. Postanowiłam, że dodam kolejny rozdział już teraz. Tamten był taki krótki i jakiś beznadziejny... Ten mi się całkiem podoba, może dlatego, że jest w nim Justin. Mam nadzieje, że uda mi się pojechać na jego koncert w Łodzi. Bilet mam zarezerwowany u koleżanki, teraz tylko uzbierać, a niewiele mi brakuje. Przepraszam was za to podkreślanie tekstu czy zaznaczanie- Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Coś ostatnio mi w ogóle nawala. Wiecie, tak patrzę na te komentarze. Raz mam ich 22, a tu zaraz 6. Wiem, że czytacie, jednak chcę wam powiedzieć, że wasza opinia jest dla mnie niezmiernie ważna! Wasze zdanie na ten temat. Nie mówię tutaj o Viper czy Katy Belieber lub Asiek :). Wasze komentarze widze niemal cały czas i za to ogromnie jestem wdzięczna. Nieraz tracę motywację do pisania, ale gdy czytam te miłe rzeczy, opinie co powinnam zmienić, a co zostawić to w jakimś stopniu się ciesze i mi to pomaga. Okay, kończę.

Klik na filmik  - Jeśli się wam nudzi to zachęcam do oglądnięcia;) Mushup 1D i Megan Nicole.

Dziękuje gorąco i czekam na wasze nowe rozdziały!:**

12 komentarzy:

  1. wiesz wciągnęłam się. cudowny *.* niestety na razie przeczytałam tylko ten rozdział. Jak przeczytam resztę to napiszę co i jak ;) lubię tą Amy <3

    OdpowiedzUsuń
  2. super super :) przepraszam, ze nie komentowalam ostatnio, ale bylam straaaaaaaasznie zabiegana :) jednak masz moje slowo, ze zaleglosci nadrobilam ^^ rozdzial swietny, to podkreslenie nie wiem co poradzic, ale nie przeszkadza zbytnio w czytaniu ^^ czekam i zapraszam do siebie na 2-ego bloga http://youngloovers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej. Właśnie wróciłam po długiej przerwie. Przeczytałam na razie ten rozdział (z tych nowszych), ale nadrobię niedługo resztę.
    Co do rozdziału, świetnie piszesz, i naprawdę nieźle wyrobiłaś sobie styl :D Jejku, też strasznie chciałabym spotkac Justina Biebera na żywo! *__*

    Poza tym pojawił się u mnie nowy rozdział, zapraszam serdecznie:
    http://one-event-jb.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Chcesz poczytać coś o Niallu? http://gorzka-strona-cukierka.blogspot.com/2013/02/part-1.html ^^ zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak się zaczytałam że zjadłam zepsutą mandarynkę, fuuuj :D To Twoja wina! Piszesz tak wspaniale i ciekawie że człowiek nie panuje nad sobą i robi nieświadomie coś. W moim przypadku było to zjedzenie zepsutej mandarynki. Dopiero teraz czuje ten okropny smak:/.
    Rozdział fantastyczny:) Fajnie, że dziewczyny poznały Justina, to musi być meeeega dla nich, i ta dedykacja hihi :) Ciekawe co będzie się działo na imprezie :P
    Życzę Ci aby udało Ci się uzbierać na ten koncert. Ja dzisiaj dostałam propozycję żeby jechać i to całkiem za darmo ale musiałam odmówić:( Niestety.
    No nic czekam na następny, pozdrawiam Asiek :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mogłam się doczekać tego rozdziału. ;D Jak się cieszę, że było o Justinie. Też go uwielbiam, jadę na jego koncert w Łodzi ;) Wracając do rozdziału : jak zwykle mega cudowny. Piszesz tak ciekawie, że ... nie umiem nawet na to znaleźć właściwych słów. Też jestem ciekawa co się wydarzy na urodzinach naszego Nialla :) Czekam na następny rozdział. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem za tymi wszystkimi dziewczynami na górze. Piszesz niesamowicie i to się widzi oraz nawet powiem ci, że czuje! Cieszę się, że trafiłam na tego bloga i zostałam u Ciebie na dłużej.
    Ja cię doskonale rozumiem, jeśli chodzi o komentarze! W sensie opinie. To jest bardzo ważne dla pisarza, żeby ludzie wypowiadali się na temat rozdziałów. O udzielanie wskazówek, mówieniu co ci się podoba, a co nie. Rozumiem cię całkowicie kochana:**
    Dobra, teraz wracając do rozdziału to jest naprawdę świetny. DOm cioci Lucy musi być przegenialny:D Zazdroszczę tej Shanel. A Amy uwielbiam: "Jak już zginąć to nie głodna"- Hahaha:D Naprawdę kobieta jest boska.;)
    Los Angeles- Chciałabym tam pojechać i to jeszcze jak. Miasto Aniołów... Super;) Koncert opisałaś niesamowicie- Jej uczucia wobec Justina, spotkanie z nim. Domyślam się, że napisałeś to jakby to wyglądało z Twojego punktu widzenia- Jakbyś ty była w skórze Shanel. Urodzin Nialla również nie mogę się doczekać i jego prezentu. Hahaha dowaliłaś z tą striptizerką:D Z TEGO CO WIEM TO hARRY MIAŁ NA SWOICH URODZINACH STRIPTIZERKĘ( sorki za capslock;)) Pisałaś, że książkę skończyłaś już dawno, więc nie mogłaś wiedzieć o striptizerce:D Podobieństwa są:D Hahaha, masakra, to sie sprawdziło, tyle, że tu jest Niall, a w real life Harry.;)
    Naprawdę cię uwielbiam;** Też jadę na koncert, więc może się zobaczymy. Trzymam kciuki;**
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Świetny rozdział. Ja wiem, że nie komentuje zbyt często, ale czytam! Po prostu czasami nie mam czasu...:( Przepraszam:(
    Piszesz tak lekko i przyjemnie, że nie mogę! Weź zredaguj tą książkę i w ogóle, bo marnujesz swój talent kobieto!!:) Naprawdę. Te uczucia jakie opisujesz, emocje, które wyrażasz;** Dziękuje ci za to:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Chciałabym napisac długaśny komentarz teraz, ale chyba nie mam czasu, jednak muszę napisac coś tutaj teraz, bo potem mogę zapomniec. Rozdział cudny. Słowa Justina. Ja płaczę, ja wciąż płaczę. Dobra. To było takie słodkie. Nie było Zayna, ale był Niall, też go lubię. A poza tym dziękuję za wymienienie mojego loginu pod rozdziałem. Powiem ci, że twoje rozdziały czytam i komentuję z uśmiechem na twarzy, bo faktycznie, życie Shanel to w sumie życie normalnej nastolatce, której przytrafiają się różne przygody i tak można się utożsamić z główną bohaterką. Na dodatek to, jak piszesz... poezja. Po prostu czyta się to tak lekko i przyjemnie, że chcę więcej i więcej. Teraz czekam na kolejny rozdział Pozdrawiam i życzę weny.
    PS. Ile mniej więcej planujesz rozdziałów?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje ci kochana;** Rozdziałów nie pamiętam ile mam. Chyba około 50. Nie pamiętam dokładnie;)

      Usuń
  10. ooooo cudo ^^ nie wiem co ja ci mogę napisać.. w tym nie żadnych wad! :D czekam na next :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Super blog! W czasie wolnym zacznę czytać od początku ;)
    Zapraszam też do mnie na książkę ;P http://1lovedirection.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń